Zachęcamy do lektury najnowsze relacji Doroty i Bartka z „Agrafka i sznurek… lotu balonem nad Biebrzańskim Parkiem Narodowym
Lot balonem zainteresował nas już prawie dekadę wcześniej w birmańskim Bagan, gdzie, tak na dobrą sprawę, po raz pierwszy mieliśmy okazję obserwować takie atrakcje i to całkiem z bliska, siedząc sobie wygodnie na schodkach jednej z dziesiątek okolicznych stup i delektując się jednocześnie magią nie tyle balonów, co spiczastymi dachami tych świątyń, owiniętymi mięsistym szalem porannych mgieł, które to mgły, przełamane dymem z palenisk w pobliskich wsiach na tle różu wschodzącego słońca, stworzyły wspomnienie nieulotne. Na sam lot zabrakło nam już jednak wtedy odwagi. Rok 21 ofiarował nam nie tyle samą odwagę, co voucher na lot balonem. Okazja to była nie byle jaka, gdyż w tym czasie świętowaliśmy cynową rocznicę ślubu. Prezent skutecznie zdeterminował nas do odnalezienia w sobie już rok później brakującej jeszcze w Birmie odwagi. A może to nie sam prezent a fakt, że małżeństwo cynowe przeszło w fazę stalowego? To już mniej istotne. W każdym razie celem naszej determinacji i motywacji okazał się Biebrzański Park Narodowy, a konkretnie rzeka Biebrza. Biebrza rachitycznie powykręcana i majestatycznie lśniąca. Biebrza uspokajająca w swej dzikości i ciągle jeszcze tajemnicza. Biebrza, której każdy z ponad 160 kilometrów potwierdza, że to, co najpiękniejsze na naszej planecie, mamy pod własnym dachem i to na wyciągnięcie dłoni.
Przekonajcie się sami, odwiedzając park, nieważne, czy z perspektywy ptaka, czy żaby.